Amerykanin w Więcborku. Francis Edward Clark i jego wrażenia z pobytu w mieście znanym na całym świecie jako Ewangelicka Częstochowa !
Amerykanin w Więcborku. Francis Edward Clark i jego wrażenia z pobytu w mieście
George Gershwin skomponował Amerykanina w Paryżu, ja Wam opowiem o jankesie w Więcborku. Pełnym wiary, bogobojnym, wpływowym. Skąd się tu wziął? Co robił? Kiedy był i jakie wspomnienia z miasta nad Orlą przywiózł ze sobą do domu?
W imię Boże
Od razu odkryję karty, nie ma co bawić się w ciuciubabkę. Owym Amerykaninem był Francis Edward Clark. Jego obszerną biografię – w języku angielskim – znajdziecie na przykład tutaj. Chociaż nie był byle kim, nie widzę większego sensu w zgłębianiu szczegółów życiorysu Clarka. Dlatego podam teraz informacje najistotniejsze, pozwalające nam zrozumieć z kim mamy do czynienia i jak to się stało, że jegomość trafił do Więcborka.
A więc Francis Edward Clark urodził się w 1851 roku w Aylmer w Quebecu. Ukończył Dartmouth College w 1873 roku i Andover Theological Seminary trzy lata później. Został wyświęcony w duszpasterstwie kongregacyjnym i był pastorem kościoła kongregacyjnego Williston w Portland w stanie Maine w latach 1876–1883 oraz kościoła kongregacyjnego Phillips w South Boston, Massachusetts, od 1883 do 1887 roku.
Prawdopodobnie najważniejszym wydarzeniem w życiu wielebnego było założenie organizacji Young People’s Society of Christian Endeavour, co nastąpiło w 1881 roku w Portland w stanie Maine. To zrazu małe, młodzieżowe stowarzyszenie religijne dosyć szybko przekształciło się w wielką organizację o międzynarodowym zasięgu, liczącą setki tysięcy członków na całym globie. Celem instytucji było promowanie wśród młodych chrześcijaństwa, zachęcanie ich do religijnego życia, w tym do aktywnego uczestnictwa w pracach swoich parafii. I – sądząc po statystykach – odnosiła ona na tym polu niemałe sukcesy. Po 1887 roku Clark poświęcił się całkowicie działalności w założonej przez siebie organizacji. Zmarł w 1927 roku, Christian Endeavor funkcjonuje po dziś dzień.
Dom pastora pod adresem 379 Central Street w Auburndale w stanie Massachusetts znajduje się w National Register of Historic Places (krajowy rejestr miejsc o znaczeniu historycznym). Bio Clarka znajdziemy nie tylko w Wikipedii, ale też w Britannice. O czymś to świadczy. VIP, po prostu. Tylko czego szukał on w Więcborku?
Życie w drodze
Zorientowany w historii miasta czytelnik pewnie już się domyśla, z jakiego powodu Amerykanin mógł zawitać do Więcborka. Ale po kolei…
Francis Edward Clark w związku ze swoją pracą bardzo dużo podróżował. Zaczęło się to na przełomie XIX i XX wieku, gdy odwiedził między innymi Australię, Indie, Chiny, Japonię, Turcję, Palestynę, Europę, Jamajkę, Meksyk, Kubę… Tytuły rozdziałów w jego biografii, Memories of many men in many lands (czyli: Wspomnienia o wielu ludziach z wielu krajów), mówią na ten temat wszystko: Across Siberia in forty-two days (Przez Sybierię w 42 dni), The charm of Scandinavia in winter (Urok Skandynawii zimą), New Zealand, the tourists’ paradise (Nowa Zelandia – raj turysty)… Pan Clark za sprawą Jezusa, to znaczy przy okazji szerzenia słowa Bożego, długimi okresami żył na walizkach. I było to całkiem przyjemne życie. Biegło ono w ten sposób do ostatnich kart książki, czyli do 1922 roku.
Nas powinien teraz najbardziej zainteresować rozdział Five months in Central Europe (Pięć miesięcy w Europie Środkowej), opowiadający o kilkumiesięcznym pobycie Clarka na Starym Kontynencie w latach 1921-22. Autor odwiedził wówczas Polskę, w tym – Więcbork właśnie. I swoimi wrażeniami z pobytu podzielił się z czytelnikami. Co przekazał swoim anglojęzycznym odbiorcom?
W Więcborku
Na początek proponuję tłumaczenie obszernego fragmentu książki Amerykanina. Ideał to nie jest, pewnie nie udało się uniknąć błędów. W sieci bez problemu znajdziecie jednak oryginał – zachęcam do jego lektury! Po tłumaczeniu umieszczę zdanie lub dwa komentarza i to będzie koniec czytania na dzisiaj. Gotowi? To zaczynamy! Autobiografia Clarka, strony 653-655 (akapity dotyczące obecności na Krajnie). Uwagi w kwadratowych nawiasach oczywiście pochodzą ode mnie:
„W niedzielę, którą tam spędziliśmy [mowa o Wolnym Mieście Gdańsku], spotkaliśmy setki zaprzyjaźnionych członków wspólnoty [w oryginale – Endeavorers], a nazajutrz wczesnym rankiem wyruszyliśmy zimnym i niewygodnym pociągiem do Vandsburga, czyli Viecborka, jak brzmi obecna nazywa miasta w języku polskim. Dawniej znajdowało się ono w niemieckiej prowincji Pomorze, a jego mieszkańcy są w większości niemieckojęzyczni. Byłoby to nieatrakcyjne miasteczko, gdyby nie wielka instytucja diakoniczna [w oryginale – Deaconess Institution; chodzi rzecz jasna o Ewangelicki Diakonat Społecznościowy], która rozsławiła je religijnie w całej Europie. Duża liczba diakonis jest tutaj przygotowywana, w możliwie najbardziej religijnej atmosferze, do świadczenia wszelkiego rodzaju pomocy jako pielęgniarki i pomocniczki ubogich. Ci przewodnicy duchowi i przywódcy religijni wykonują godną uwagi pracę w całych Niemczech i w Polsce.
Zakład ten jest jednym z czterech pod tym samym zarządem, z siedzibą główną w Marburgu w Niemczech. Co roku w Vandsburgu odbywa się konferencja Christian Endeavour, która gromadzi młodych ludzi z daleka i z bliska. Ze względu na bardzo osłabioną walutę, biedę ludzi i trudności w podróżowaniu, spodziewaliśmy się na tym spotkaniu stosunkowo niewielu młodych ludzi. Jakie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że zebrało się ich około 650, z których wielu pokonało dwieście mil lub więcej. Ponieważ liczba ta była znacznie większa, niż przewidywano, ciężko było zapewnić im gościnę, ale młodzi mężczyźni byli gotowi znieść niewygody dla religijnej otuchy, którą otrzymywali, i byli gotowi spać w stodołach lub szopach na stosach słomy. Okazywali swoją wytrwałość i religijną gorliwość również w inny sposób, ponieważ byli gotowi wysłuchać trzech lub czterech kazań z rzędu podczas trzygodzinnego posiedzenia kongresu i nie okazywali oznak zmęczenia.
Cóż za słodka atmosfera miłującej dobroci przeniknęła to zacisze na smaganych wiatrem polach Polski! Siostry zdawały się wykonywać najskromniejsze obowiązki, jakby kierowały nimi najwyższe pobudki. Szorowały nieskazitelne podłogi jakby to była ich największa radość; najgorsze domowe obowiązki wykonywały z uśmiechem na twarzy i z pieśnią na ustach – i w swoich sercach miały podobnie, jak sądzę.
Kiedy wprowadzono nas do najlepszego pomieszczenia w budynku, na cześć jednego z Siedmiu Kościołów Azji nazwanego Tiatyra, zastaliśmy stół zastawiony kwiatami, owocami i pysznymi ciastami, a także wieloma ręcznie malowanymi hasłami i obrazkami. Jednym z motto, które uznali za szczególnie stosowne, był cytat z Księgi Psalmów, namalowany na szerokiej wstążce. W języku angielskim brzmiał [podaję tłumaczenie z Biblii Tysiąclecia; Ps 92,14]:
Wydadzą owoc nawet i w starości
pełni soków i zawsze żywotni
Przyznaliśmy się do „starości”, jeśli nie do „pełnych soków i zawsze żywotnych”. Na długo będziemy pamiętać dobroć siostry przełożonej Marie i siostry Marthy, dyplomowanej pielęgniarki, która starannie opatrzyła mój zakażony, sprawiający wiele kłopotów palec [w oryginale: assiduously dressed an infected felon on my finger; mogło chodzić o zastrzał lub zanokcicę], co zapoczątkowało jego wyzdrowienie. W rzeczywistości wszystkie siostry tak służyły naszej wygodzie i szczęściu, że nie będziemy w stanie zapomnieć o ich dobroci.
Pastor Mund, dyrektor wspólnoty, pastor Stalder z Gdańska, przewodniczący Christian Endeavor Union of Poland, pastor Poppek, sekretarz związku, i wielu czołowych pastorów w Polsce, którzy przybyli na to spotkanie, przywiązała się do nas podczas naszego krótkiego pobytu. Opuściliśmy Vandsburg tylko ze szczęśliwymi wspomnieniami i nową odwagą na przyszłość, ponieważ widzieliśmy, jak ci, którzy wyszli z wielkiego ucisku, potrafili zachować wiarę, nadzieję i radość, nigdy nie osłabiając gorliwości w dziele Pana.”
Następnym punktem na mapie podróży Clarka były Chojnice.
Przekaz poszedł w świat
Amerykaninowi można wybaczyć drobne pomyłki w rodzaju umieszczenia Więcborka w prowincji Pomorze. Całokształt relacji może jednak budzić zastrzeżenia polskiego odbiorcy; nie ewangelika, ale przecież katolika, też chrześcijanina.
Czytelnik książki dostawał wykoślawiony obraz Więcborka, przez autora konsekwentnie nazywanego Vandsburgiem. Co z tego wszystkiego mógł zapamiętać i zrozumieć odbiorca po drugiej stronie Atlantyku? Że w Polsce jest miasto Vandsburg, w którym żyją niemieckojęzyczni ewangelicy, przyjaciele Young People’s Society of Christian Endeavour. Kochający Chrystusa, żyjący zgodnie z Biblią, no i prowadzący ewangelicki diakonat – wielkie religijne i społeczne dzieło. Hm, no marketing doskonały! Ale czy można mieć o to pretensje? Wielebny Clark opisał po prostu to, co mu przedstawiono.
Więcbork nie bez kozery nazywano w tym czasie „ewangelicką Częstochową”. Działalność diakonatu była bardzo szeroka i intensywna, wykraczająca poza granice Polski, przy czym z naszego, polskiego punktu widzenia – także szkodliwa. Infiltracja hermetycznej organizacji była utrudniona, pojawiały się jednak dowody na szpiegowską aktywność członków i członkiń diakonatu. A wspomnianego w tekście pastora Munda ostatecznie wydalono z kraju.
Patrząc na diakonat z tej bardziej politycznej perspektywy, co jest pozycją przeważającą w piśmiennictwie, mam wrażenie, że umyka nam propagandowa i misyjna siła tej organizacji. I to niekoniecznie na polskiej ziemi, bo tego aspektu akurat nie może zabraknąć, kiedy się ma na myśli tę bardziej polityczną perspektywę, ale w wymiarze międzynarodowym. Ewangelicki Diakonat Społecznościowy w Więcborku miał tymczasem wielu przyjaciół w wielu miejscach świata. Przyjaźń i podziw ludzi pokroju Clarka mogły zaś być wiele warte.
Ile dywizji ma papież?
Tak w 1945 roku na konferencji w Poczdamie miał powiedzieć Józef Stalin, gdy Winston Churchill przekazał mu, że papieżowi nie podoba się przejęcie przez komunistów władzy w Europie Wschodniej. Przypomniałem sobie tę znaną anegdotę nie bez powodu. Bo jeśli pomyślimy sobie o „ewangelickiej Częstochowie”, o więcborskiej i sępoleńskiej szarej eminencji – ks. Emanuelu Grudzińskim, o politycznej aktywności ks. Grabowskiego z Sypniewa, o żywotności tych wszystkich stowarzyszeń młodzieży katolickiej, św. Wincentego a Paulo i innych…
Nikt nie odbierał i nie odbiera religii jej znaczenia w międzywojennej rzeczywistości. Ale możliwe, że i tak nie doceniamy jej rangi, jej roli w kształtowaniu lokalnej polityki, postaw, aktywności społecznej. Jest to zagadnienie trudne do zbadania i oceny. Z jednej strony dysponujemy bowiem twardymi danymi, które dowodzą, że w plebaniach i gabinetach dyrektorów instytucji religijnych w II RP zasiadali gracze pierwszoplanowi, nie statyści. Z drugiej strony z pewną rezerwą podchodzę do statystyk i jubileuszówek; do pełni szczęścia brakuje mi tutaj świadectw zwykłych ludzi, głosu ulicy. Ale mniejsza.
Pomijając te w sumie akademickie rozważania – za czasów wizyty Clarka duchowni byli w powiecie sępoleńskim i Więcborku szychami. Kościół się liczył, wiara miała dla ludzi większe znaczenie niż obecnie. W Więcborku funkcjonowała zaś prężnie działająca organizacja religijna, rozsławiająca miasto nawet w zupełnie egzotycznych miejscach. I na tym dzisiaj zakończmy! źródło https://cliozsepolna.pl/amerykanin-w-wiecborku/
W tym roku obchodzimy 250 rocznicę powstania wspólnoty ewangelickiej w Więcborku znanej na całym świecie z wyjątkiem postkomunistycznego zakłamanego przez 77 lat Więcborka co dziś państwu odsłoniłem w materiale naukowym ! To z mojej inicjatywy w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Toruniu po 77 latach zakłamania i bezczynności władz miejskich i centralnych klasztor sióstr Diakonistek i kościoły ewangelickie w mieście i gminie Więcbork stają się zabytkami i tworzone są opisy naukowe tych znanych na całym świecie, a zatajanych w Więcborku obiektów sakralnych ! Wstyd więcborscy burmistrzowie i radni oraz magistrowie z więcborskich szkół, znowu musiałem was wyręczyć wobec waszej nieudolności i bezczynności, a przecież to był wasz obowiązek by dawno to prawnie uregulować i stanąć w prawdzie !
Tomasz Roman Bracka
PS 1 Ciekawostka. Nie udało mi się ustalić, kiedy dokładnie Clark przebywał w Więcborku. Jednak mniej więcej w tym samym czasie w mieście miał miejsce wiec Chrześcijańskiego-Narodowego Stronnictwa Pracy, w którym miało brać udział 300 osób (marzec 1922 roku; źródło – klik). To tak na potwierdzenie tez powyżej.
PS 2 Ceterum censeo… Na dzisiaj to tyle. Dzięki za wspólną wycieczkę po przeszłości. I hej – od razu zapraszam Cię na kolejną! Jeśli możesz mi w jakikolwiek sposób pomóc w prowadzeniu strony (inspiracja, materiały itp.), to poproszę. A jeśli uważasz, że niniejszy wpis lub moja działalność są warte dobrej kawy, to też da się z tym coś zrobić. Zawsze możesz postawić mi wirtualnie małą czarną, nie obrażę się. Wystarczy, że klikniesz poniżej i będziesz postępował zgodnie z instrukcjami: